Wody z każdym rokiem coraz mniej
Tegoroczne lato jest dla nas wyjątkowe – lipiec według Światowej Organizacji Meteorologicznej był najgorętszym miesiącem w historii pomiarów. Do tego dochodzą bardzo ekstremalne zjawiska pogodowe – pożary m.in. na Krecie i największa w historii powódź w Słowenii. Jednak zmiany klimatyczne to nie tylko powodzie i upały, ale także procesy, które trudno zauważyć gołym okiem. Każdego roku trochę więcej wody z lądów dostaje się do oceanów, niż z oceanów wraca nad lądy. Zakłócenia wodnej równowagi widać także w perspektywie lokalnej – szczególnie na terenach górskich.
O wodzie, zarówno w kontekście suszy jak i powodzi, trzeba mówić coraz więcej. Zmiany dostrzegamy coraz częściej nie tylko globalnie, ale również, w miejscach, w których mieszkamy. Tak jest w powiecie Żywieckim. Jego mieszkańcy już teraz deklarują, że zmiany klimatyczne mają bezpośrednie przełożenie na życie w ich regionie. Z badania zleconego przez działającą na rzecz retencji Koalicję „Dbamy o wodę” wynika, że 90 proc. badanych mieszkańców Żywiecczyzny zaobserwowało w ostatnim czasie zmiany w dostępności wody, przy czym spotykają się zarówno z jej nadmiarem jak i brakiem.
– Susza generalnie polega na tym, że wody jest za mało, czyli występuje tzw. deficyt. W Polsce mówimy o nim wtedy, gdy zasoby wody słodkiej na mieszkańca spadają poniżej mniej więcej 1700 m3. A nasza sytuacja i bez deficytu nie jest różowa, bo zasoby wody słodkiej w Polsce są około trzykrotnie mniejsze w porównaniu do średniej europejskiej i na jednego mieszkańca przypada mniej niż 3000 m3 wody – podkreśla dr Piotr Mikołajczyk, biolog z Centrum UNEP/GRID-Warszawa, członek Rady Naukowej „Koalicji Dbamy o wodę”.
W skali europejskiej Polska należy do krajów ubogich pod względem posiadanych zasobów wody. Przyczyną takiego stanu jest stosunkowo mała ilość opadów atmosferycznych, małe zdolności retencyjne gleb, a także mała ilość wody magazynowanej w zbiornikach retencyjnych.
W górach stany ostrzegawcze, w centrum susza
Globalne zmiany klimatu wpływają na duży obieg wody, co z kolei ma przełożenie na liczne małe obiegi. Jak podaje Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa (IUNG-PIB), informując o Klimatycznym Bilansie Wodnym od 11 czerwca do 10 sierpnia 2023 roku [1], największy deficyt wody notowano we wschodniej części Pojezierza Wielkopolskiego, na Pojezierzu Chełmińsko-Dobrzyńskim oraz na Nizinie Wielkopolskiej. Bardzo duży niedobór wody notowano również na Pojezierzu Pomorskim, Żuławach, w zachodniej części Pojezierza Wielkopolskiego, a także w zachodniej i południowej części Niziny Mazowieckiej. Tymczasem w rejonach górskich w związku z deszczami nawalnymi mamy do czynienia ze stanami ostrzegawczymi i pomarańczowymi alertami hydrologicznymi. Co wpływa na to, że w jednym rejonie mamy suszę, a w drugim, w tym samym momencie podniesione stany wód?
Anomalie mogą wynikać właśnie z zaburzonych małych obiegów wody. Dr Mikołajczyk tłumaczy to w następujący sposób „Obszary górskie są obszarami chłodniejszymi, w których skrapla się para wodna przeniesiona z obszarów cieplejszych. Tłumacząc to obrazowo, jeśli na przykład na otaczających góry wyżynach mamy tereny upraw rolniczych i teren jest pozbawiony lasów czy mokradeł, tak odsłonięta ziemia będzie się silniej nagrzewać i oddawać większość energii słonecznej w postaci ciepła. To tam woda intensywniej paruje, dzięki cyrkulacji mas powietrza wędruje nad góry (tereny chłodniejsze) i tam skrapla się, dając silniejsze i gwałtowniejsze opady”.
Retencja na terenach górskich ważna dla całej Polski
Pewnych zmian już nie cofniemy, jednak działania na rzecz wzmocnienia retencji wciąż są niezwykle istotne – jak uczy doświadczenie, niewielkie, ale liczne punktowe interwencje w górnych częściach zlewni oraz dbałość o zdrowe ekosystemy (przede wszystkim naturalne cieki i ich bezpośrednie otoczenie, lasy i mokradła) w pozytywny sposób wpływają na zasoby wodne. Praktycznym przykładem, jest zatrzymywanie wody deszczowej w miejscu jej opadu. Jeśli więc jesteśmy na terenie górskim, gdzie mamy do czynienia z deszczami nawalnymi, warto zatrzymać ją jak najbliżej miejsca, w którym spadła. Chodzi o to, żeby zatrzymana woda stopniowo zasilała teren niżej położony, a nie spływała od razu z rzekami do morza.
Potrzebne są zarówno rozwiązania systemowe zwiększające retencję, jak i małe indywidualne działania mieszkańców i gmin. W końcu każdy z nas ma wpływ na zatrzymywanie wody. Najprostszym sposobem jest zbieranie wód opadowych. Wystarczy, że każda z rodzin ma na podwórku 200 litrowy baniak na deszczówkę – wtedy 200 gospodarstw domowych jest w stanie zatrzymać aż 40 000 litrów wody. Piotr Mikołajczyk zwraca również uwagę, że „warto podejmować także działania dotyczące zagospodarowania naszych posesji poprzez zwiększanie tzw. powierzchni biologicznie czynnej. Łąki kwietne, drzewa, oczka wodne – to proste rzeczy, które wpływają także na estetyczny aspekt naszych działek, a jednocześnie wpływają na równowagę w naszych małych, a wręcz mikro obiegów wody” – podkreśla dr Mikołajczyk.